
Niedawno nasz rozproszony zespół miał przyjemność spotkać się na malowniczej Warmii, która oszołomiła nas morzem zieleni i dzikością natury, tak odmiennej od naszego codziennego miejskiego pejzażu.
Z różnych części Polski zjechaliśmy do uroczej Moniówki. Nie jest to pensjonat, tylko prawdziwy dom: do którego wchodzi wchodzi bez pukania i w którym koty rozglądają się leniwie. Moniówka mieści się na prawdziwej, dzikiej wsi. Krajobraz wygląda jak narysowany na podstawie opisu z mickiewiczowskiej "Inwokacji". Stojąc na zewnątrz w nocy, nie da się zobaczyć własnych stóp, za to widać dokładnie wszystkie gwiazdy. Zadziwiające jak wiele ich jest! Wieczorami w pobliskim stawie po prostu huczą żaby, które usilnie próbuje zagłuszyć słowik. Kogut, wbrew utartym schematom, pieje prawie cały dzień, a konie obojętne na wszystko kłusują na wolności. Tak jest – Wieś przez duże W.

Późnym wieczorem powitała nas Monika. Z ręką na sercu przyznajemy, że wspaniale nas ugościła. Zadbała by wszyscy czuli się swobodnie, towarzyszyła nam w wolnych chwilach, zorganizowała smaczne wegańskie posiłki, które przygotowywała dla nas Ewepe. Celem tego wyjazdu nie był jednak wyłącznie relaks na łonie natury. Mieliśmy również wiele ważnych zadań do zrealizowania. Przez dwa dni odbyliśmy cały cykl warsztatów, szkoleń, konsultacji i briefingów. Chcieliśmy wypracować sposoby na doskonalenie współpracy ze wszystkimi osobami związanymi z marką. Analizowaliśmy potrzeby naszych klientów i opracowywaliśmy plan na to, jak dostarczać im jak największą wartość. Omówiliśmy plany do końca 2016 roku i już wszyscy potajemnie wiemy jakie premiery czekają Was wkrótce! Cierpliwości, wszystko w swoim czasie ;) Naturalnie, biorąc pod uwagę niepokorną naturę ORSKIEJ, nie ma żadnej gwarancji, że nie pojawi się jeszcze jakiś pomysł po drodze, ale czym by było życie bez nutki niepewności. Reasumując – było intensywnie, ambitnie i kreatywnie.

Po tym wzmożonym wysiłku umysłowym zasłużyliśmy na wypoczynek. Biorąc pod uwagę okoliczności przyrody, wręcz nie wypadało wspomnianego odpoczynku nie zorganizować w plenerze. Dzięki Monice odkryliśmy zatem Camp Spa działające przy Glendorii. Miejsce niesamowite - tylko brakuje elfów biegających w trawie. Czekała tam na nas balia pełna gorącej wody i przeszklona sauna w środku lasu. Przechadzanie się między balią i sauną w ręczniku, w otoczeniu sosen i świerków okazało się niespodziewanie egzotycznym doświadczeniem. Jednak z uwagi na to, że rzadko podążamy za przyjętymi zasadami, nie zachwycaliśmy się najbardziej outdoroową sauną czy buzującą wodą w balii. Najbardziej podobało nam się wiadro. Tak – metalowe wiadro. Wychodząc z gorącej sauny można było chlusnąć na siebie zimną wodę z wiadra zawieszonego na drzewie. Szybko okazało się, że wylewanie sobie wodospadów wody na głowę jest z jakiejś przyczyny zabawniejsze niż tradycyjny wellness. W rezultacie do śpiewu ptaków i dźwięku cykad dołączyły cykliczne wrzaski ubawionego teamu ORSKA. :)
Wyjazd uważamy za udany. Inspiracji zebraliśmy mnóstwo, aż trudno je odpowiednio przefiltrować. Po dwóch intensywnych dobach, udaliśmy się z powrotem na swoje stanowiska i z nową energią i entuzjazmem przystępujemy do realizacji naszych planów!
P.S. Na ostatnim zdjęciu jest znajomy, który postanowił dołączyć do nas w saunie. Dla jego własnego dobra nie wpuściliśmy go za daleko. Naturalnie byliśmy zachwyceni, że kozioróg dębosz z naszej kolekcji Insekty zaszczycił nas swoją obecnością. Symptomatyczne, można by powiedzieć. Po dokładniejszej weryfikacji okazało się jednak, że zachwyty były przedwczesne. Być może był to bardziej próchnik, albo inne stworzonko z rodziny kózkowatych. W każdym razie był niewątpliwie imponujący – mógł mieć nawet 3 cm długości!
