
Jestem już z powrotem w mojej pracowni! Choć spędziłam cały miesiąc tysiące kilometrów stąd, przy takiej ilości wrażeń, czas minął błyskawicznie. Muszę jednak przyznać, że pod koniec mojego pobytu, bardzo już czułam zmęczenie. Najbardziej chyba pracą przy ziemi, po turecku, na kolanach i w wszelakich innych pozycjach jogowych, do których nie jestem przyzwyczajona :-)
Ostatni dzień spędziłam w kolejnym, już czwartym, zakładzie wykuwającym ornamenty. Uczyłam się od mistrza. Wytłumaczono mi, że tutaj zawód przechodzi z pokolenia na pokolenie. Można się go uczuć już od 11. roku życia. To by znaczyło, ze jestem w tym temacie stracona :-) Podjęłam jednak wyzwanie i kolejny dzień siedziałam po turecku w warsztacie, pełna nadziei, że może jednak stracona nie jestem :-)
Mimo powrotu do Polski, moja przygoda z Nepalem trwa dalej. Jeszcze w 2016 roku pojawi się kolekcja, stworzona przy współpracy z rzemieślnikami, których tam poznałam. Mistrzowie jubilerscy w Nepalu mają fach w rękach. Korzystając z nieznanych nam technik potrafią tworzyć piękne i absolutnie unikatowe wzory, których nie mogłabym zrobić bez ich pomocy. Jestem im ogromnie za to wdzięczna. Z drugiej strony, jak miałam okazję przekonać się na własnej skórze, Nepal należy do trudnych regionów, bardzo dotkniętych po trzęsieniu ziemi. Dlatego bardzo cieszę się, że dając im pracę mogę trochę pomóc.
Mam nadzieję, że stworzymy wspólnie jeszcze wiele ciekawych wzorów, i że spodobają Wam się efekty naszych starań :)

